sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział trzeci

   Jak doszło do naszej pierwszej kłótni? To było banalne! Właściwie to była moja wina. Byłem zazdrosny o każdą Twoją rozmowę z przypadkową osobą, o każdy Twój gest skierowany w stronę któregoś z naszych sąsiadów.
   Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania wybuchła awantura. Nie obyło się bez rzucania talerzami, kubkami, zwalaniu doniczek z parapetów i nożami wbitymi w ściankę działową. Podczas tamtej sprzeczki wyciągaliśmy jako argumenty każdą możliwą naszą wadę. To było okropne. Pamiętam jak dziś moment, który zabolał najbardziej. To było jedno głupie zdanie. Takie, które i tak nie zmieniło naszych uczuć, ale cholernie mocny sprawiło ból i Tobie i mnie. W akcie totalnej złości wykrzyczałem prosto w Twoją twarz:
-To chyba było jedną, wielką pomyłką, Ty jesteś jedną, wielką pomyłką.
   Pamiętam jak potem Ciebie przepraszałem. Wiedziałem, że to nie kwiaty są dla Ciebie ważne, nie słodycze sprowadzane do mieszkania tonami, aby tylko Ciebie udobruchać. Wybaczyłaś mi tylko dlatego, że się starałem.

   Oczywiście naszych awantur było niezliczenie wiele. Zawsze po nich musieliśmy kupować nowe naczynia. Na parapetach nie próbowaliśmy już nawet stawiać nowych kwiatków, które i tak z każdą ostrzejszą wymianą zdań kończyły swój krótki żywot.


Marzec, 2013 rok.
   Jeden guzik, drugi, trzeci… Ostatni. Delikatnie zdejmujesz ze mnie koszulę. Widzę przerażenie malujące się na Twojej twarzy. Przepraszasz mnie kolejny raz przemywając moją ranę wodą utlenioną. Syczę pod wpływem cieczy. Powoli zaklejasz moją ranę, a na koniec na śnieżnobiałym opatrunku składasz całusa. Twój uśmiech jest pełen skruchy.
-Nie celowałam w Ciebie. –mówisz i spoglądasz na mnie przepraszająco.
-Kochanie… -uśmiecham się blado. –Wiem. Po prostu sztućce poszły w ruch, a nóż zahaczył o mnie.
   Spokojnie wstajesz z miejsca podając mi swoją dłoń. Nie jestem zły. Jestem nawet szczęśliwy widząc Ciebie taką zatroskaną.

-Martynka! Wstajemy! –mówię całując Cię w skroń.
   Przez to całe poczucie winy Twoja postawa strasznie się zmieniała. Jesteś diametralnie inna od tej Martyny sprzed doby.
   Przygotowujesz śniadanie jak dawniej, dla nas obojga. Jemy śmiejąc się. Pogoda jest adekwatna do naszych humorów i chociaż jutro znów ma padać śnieg, to dzisiaj świeci słońce.
   Idziemy przez miasto trzymając się za dłonie. Śmiejemy się w wszystkiego, co dzieje się dookoła. Ludzie wychodzą na krótkich rękawkach, a my po cichu komentujemy ich strój. To zabawne, że tak ubierają się w marcu.
   Uśmiecham się, widząc jak Ty odwzajemniasz każdy czuły gest. Jednak ciągle nie dają mi spokoju Twoje śliczne, zielone, ale smutne oczy. Coś się dzieje. Coś złego, ale nie jestem w stanie określi co. Widzę łzę spływającą po Twoim policzku, ale nie chcesz mi nic powiedzieć. Nie mogę naciskać, bo wiem, że to skończy się kłótnią. Nie lubię sprzeczać się z Tobą.
   Powoli zapominam o tych miesiącach, kiedy byliśmy wobec siebie oziębli. Jesteś moją ukochaną, z którą teraz siedzę w restauracji pijąc gorącą czekoladę. Nie wiem, kiedy ostatnio tak dobrze się przy tym bawiliśmy. Nie wiem, kiedy ostatnio czułem się tak doskonale. Jednak to wszystko nie jest takie proste.
   Moją drugą ukochaną, przez miesiąc picia na umór, stała się wódka. Kolejny raz wychodzę wieczorem, tylko po to, aby zatopić wargi w ognistym trunku. Sytuacja odwraca się. Teraz Ty jesteś osobą, która potrzebuje wyjaśnień. Ty jesteś dziewczyną, która cierpi w miłości. I chociaż zrobiłbym wszystko, aby ułożyć to od nowa, to nie umiem przestać.

   Mogę tylko zapewnić Cię o jednym. Ciebie Martyno. Kocham Cię całym swoim sercem. Jesteś moim życiem i tylko Ty możesz mi teraz pomóc.        



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wiem, w jakim systemie dodawać te ostatnie rozdziały. Problem jednak rozwiązuje się sam, gdyż trochę nie będzie mnie teraz w domu. Po powrocie więc dodam następny, a za to, że totalnie spieprzyłam (znowu) nie jestem... Ja tego niestety nie umiem zmienić.
Dzisiaj może uda mi się skomentować Wasze.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że nie mam czasu na regularne pozostawianie śladów po sobie!